Komentarze (0)
Jak co roku musze przez conajmniej godzinę zostać niewolnikiem najbardziej wkurzającej mnei władzy w Polsce-kościelnej. Tak właśnie się stało. Dzisiejszego pochmurnego dnia staję przed obliczem...kogo? Jego samego! Wielkiego i wszystko wiedzącego! Tego co pokazywał się co i rusz ponad 1000 lat temu, i myśli że starczy, bo jakoś teraz go nie korci by wyjrzeć zza chmur, i choćby walnąć piorunem w swój dom, a następnei wciągnąć go w swe czeluści.
Tą istotą jest bóg, tak, tak, właśnie on. Jak zapewne niektórzy wiedzą jestem formalnie katolikiem, ale teraz zmartwię was prawicowi paciorkowcy-nic mnei z tą organizacją poza tym nie łączy. Wierzę w coś co stworzyło wszystko, trudno to nazwać bogiem, ale też i magia do tego nie pasuje. Po prostu wierzę w źródło wszystkiego. Bezosobowe i czyste. Podobno jest spora grupa ludzi myślących podobnie. Jednak perspektywa starego dziada z brodą do kostek jakoś mnei nie przekonuje.
Po co w ogóle tam idę? Z przymusu... Stara taktyka katoli. Dokładnie mówiąc pewna grupa ludzi chce mnei tam wciągnąć. Wołam ,,NIE!!!'' ale jednak czuję coraz wyraźniej zimno kościelnych murów.
Dziś odbywa się msza za moją prababcię. Bardzo ją kochałem, i kocham nadal, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Równie dobrze możemy usiąść całą rodziną, przed jej zdjęciem i długo ją wspominać. Wtedy pamięc się zachowa. A w kościele co? Facet w czerni powie z prędkością światła ,,módlmy się za św. pamięci zenona, gwidona, andreasa, zygmunta, i horacego. Amen''. A czy ci ludzie nie maja nazwisk? Kurcze, przecież w polsce są setki Zenonów. W samej Warszawie jest ich pewnie jak psów. (to znaczy nei chcę urazić żadnego Zenona). Tak jak usłyszysz to myślisz ''Matko, ale go starzy załatwili'' a jak usłyszysz Zenon Międzyrzecki to powiesz ''aaa, to ten...''
Nie wiem...jak wrócę to opowiem jak było.